poniedziałek, 29 lipca 2013

Zakręcone, bolesne, smutne i radosne dni z mojego kalendarza

Zaczęło się smutno i stresująco. Moja ukochana, 91 letnia babcia Ircia z Iławy, poczuła się źle. Była niedziela 21 lipca 2013. Dostała prawie 40 stopni,. Przyjechała karetka, lekarz zrobił jej zastrzyk, temperatura spadła do 35,5 stopni. Wszyscy byliśmy z ciocią na telefonie i dopytywaliśmy się o stan zdrowia babci. Temperatura spadała i rosła. Lekarz przyjeżdżał, podawał kroplówki, aż w końcu zdecydował o zabraniu babci na oddział wewnętrzny szpitala. Przez kilka dni żyliśmy w strachu o babci zdrowie i życie. Moi rodzice zdecydowali się jechać do Iławy, pomóc cioci i pożegnać się z babcią.... Ja nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Płakałam, byłam zmęczona, śpiąca, bolały mnie plecy, cały czas miałam przed oczami babcię w szpitalu... A ona tak nie lubi bólu... Postanowiłam zatem, że wezmę urlop i pojadę do niej w piątek 26 lipca, w imieniny Anny, czyli mojej mamy. Dzień wcześniej zajrzałam jeszcze do Pana Krzysia – bezdomnego z pobliskiego lasu, którym się opiekuję. Pech chciał, że Pan Krzyś zapragnął pokazać mi za wszelką cenę swojego psa, który zawsze był za siatką. I pech chciał, że Cezar ugryzł mnie pod kolanem. Krwi nie było, ale bardzo szybko spuchło i zrobił się krwiak. Na noc zrobiłam sobie okład z sody, ale rano wcale nie było lepiej.

Na dworzec pojechałam z mężem o 7 rano, bo 0 8:11 miałam już pociąg. Nikt nie wiedział, że przyjeżdżam. Mąż zaopatrzył mnie w słodką bułkę, kawkę, wrzucił mi bagaż do pociągu i pojechał do pracy. Przed 12 byłam już w IławieJ Zaszłam jeszcze po drodze do kwiaciarni i kupiłam czerwoną różę dla mojej mamy na imieniny, żółto-czerwoną różę dla cioci za to, że jest taka dzielna i sama daje radę opiekować się babcią i piękna różową eustomę dla babci (w kolorze jej piżamy:). Wchodząc do szpitala, chciałam powiedzieć, że skoro góra nie przyszła do Mahometa to Mahomet przyszedł do góry, ale jak mnie mama zobaczyła, to tak strasznie zaczęła płakać i pytać mnie skąd się tu wzięłam, dlaczego o niczym nie wiedziała. A ja płakałam razem z nią. Babcia niestety mnie nie poznała. Wręczyłam dziewczynom kwiaty, czym znowu wywołałam u mojej mamy kolejne łzy. Radość nie trwała długo, bo mama zobaczyła ugryzienie po psie i natychmiast kazała mi iść do lekarza. Jeden z lekarzy nie widział problemu, gdyż skóra nie została przecięta. Poszłam zatem na SOR i dostałam zastrzyk przeciwtężcowy, który muszę powtórzyć jeszcze za miesiąc i za pół roku. Dziś czekam mnie jeszcze wizyta u lekarza, bo mam zrobić testy na wściekliznę. Po co testy... jak zacznę toczyć pianę z ust, znaczy, że się zaraziłam!J Mój brat dobrze to skwitował "siostra, jakiego Ty masz pecha! Nie dość, że pomagasz ludziom, to jeszcze pies musiał Cię upierdolić!"

Spędziłam z babcią trzy dni. Odwiedzałam ją po trzy razy dziennie. Wyjeżdżając z Iławy miałam przekonanie, że babcia czuje się lepiej, mamuś była zadowolone, że przyjechałam do babci i na jej imieniny, trochę odpoczęłam, oderwałam się od pracy, miło spędziłam czas z rodziną,

Do domu wracałam spokojna, wyciszona, szczęśliwa, wypoczęta.... Teraz czekam na piątkowy powrót mojej córy z Zalesia.

1 komentarz:

  1. Doroto, mam odczucie, że zagoszczę u Ciebie na stałe :)
    Fajna z Ciebie osoba i bardzo ciekawie piszesz
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń