środa, 18 września 2013

Rogowiak kolczystokomórkowy – dla ludzi o mocnych nerwach!

Zaczęło się niewinnie. Od małej zmiany skórnej w okolicach prawego oka. Potem był urlop, w trakcie którego zmiana urosła do kilku milimetrów. Po urlopie wizyta u dermatologa i diagnoza: rogowiak kolczysto-komórkowy. A że ja od zawsze przyciągałam zło, to nie inaczej sprawa miała się i teraz http://pl.wikipedia.org/wiki/Rogowiak_kolczystokom%C3%B3rkowy Z opisu wynika, że występuje on częściej u mężczyzn, częściej wśród ludzi rasy białej, zwykle powyżej 50 roku życia. Jedyne co pasuje z tego opisu do mnie, to rasa biała!

Po decyzji dermatologa, miałam konsultację u chirurga. Również on potwierdził, że jest to rogowiak http://www.bing.com/images/search?q=rogowiak&FORM=HDRSC2 - zdjęcia do oglądanie nie przy jedzeniu i nie przez ludzi o słabych nerwach!

Decyzją chirurga było usunięcie. Nie ukrywam, że miałam pietra. Na ręku, na nodze bym się nie spinała, ale pod okiem.... Ale nie było na co czekać, bo zmiana rosła. Zatem w piątek 13 września o godz. 17 pojechałam sama samochodem do Szpitala Lux Med. na Puławską. Pozbycie się tej narośli kosztowało mnie bagatela 455 zł! W strugach deszczu i gigantycznym korku dojechałam na godz. 18 do Szpitala. Chirurg przeprowadzający ze mną wywiad nie ukrywał, że miejsce jest bardzo kiepskie, że tak blisko oka.... Hmmm to operuje Pan czy gada? I tak już jestem cała w stresie. Położyłam się na leżance, Pan Doktor zakrył mi oko gazikami, kazał zdjąć białą bluzkę, bo obawiał się, że moje ją zakrwawić! W tym momencie miałam ochotę stamtąd spieprzać i ewentualnie sama wygryźć sobie tę narośl! Pan Doktor wbił się igłą ze znieczulaniem, ale pech chciał, że strzykawka wystrzeliła i zalała mi twarz znieczuleniem. W strzykawce zostało jeszcze trochę znieczulenia, więc Doktorek wkłuł się jeszcze raz. Ale okazało się, że znieczulenia było za mało, więc wkłuł się po raz trzeci.... Zaczął wycinać. I może nie było by to najgorsze, gdyby nie to, że postanowił komentować na bieżąco to co mi robi... Więc usłyszałam, że już wyciął zmianę, "nie nie chwileczkę, muszę jeszcze dociąć, bo jeszcze coś tam zostało". Poprosił siostrę asystująca o mniejszy nożyk. To mnie jeszcze nie ruszyło. Ale jak zaczął opowiadać, że krew leje mi się po policzku i wpada do ucha, a ja czułam tą ciepłą maź, to grzecznie i nieśmiało stwierdziłam „Panie Doktorze, chyba zemdleję”. I wtedy szybko otworzyli okno, siostra podniosła mi nogi do góry.... Myli się ten kto myśli, że mój Doktorek po moim omdleniu zamilkł. Zszywając mi ranę komentował jaka ona jest głęboka, a zakładając szwy zahaczył pętelką nitki o mój nos. Potem siostra instruowała go jak ma nakleić mi plasterki, a on się z tym nie godził, bo wydawało mu się, że zaklei mi oko! Hmmm i niech ktoś mi teraz powie, że nie powinnam była umówić się na zabieg na 12 września!
Po 40 min spędzonych na kozetce, doszłam do siebie i samochodem, w strugach deszczu i korku, wróciłam do domku.

Na dziś (18 września 2013) wyglądam jak po bliskim spotkaniu z drzwiami, schodami czy zasłoną zupą! Ale w poniedziałek 23 września zdejmą mi szwy i znowu będę miło i piękna. Ok. z tą młodą to trochę przesadziłam.... Gdyby było źle i miałabym dużą bliznę zawsze pozostaje mi Klinika Dr Szczyta. Tylko na razie muszę z rok popracować, żeby było mnie stać na zabieg u nich...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz