Zaczęło się niewinnie. Od małej
zmiany skórnej w okolicach prawego oka. Potem był urlop, w trakcie którego
zmiana urosła do kilku milimetrów. Po urlopie wizyta u dermatologa i diagnoza:
rogowiak kolczysto-komórkowy. A że ja od zawsze przyciągałam zło, to nie
inaczej sprawa miała się i teraz http://pl.wikipedia.org/wiki/Rogowiak_kolczystokom%C3%B3rkowy Z
opisu wynika, że występuje on częściej u mężczyzn, częściej wśród ludzi rasy białej,
zwykle powyżej 50 roku życia. Jedyne co pasuje z tego opisu do mnie, to rasa
biała!
Po decyzji dermatologa, miałam
konsultację u chirurga. Również on potwierdził, że jest to rogowiak http://www.bing.com/images/search?q=rogowiak&FORM=HDRSC2 -
zdjęcia do oglądanie nie przy jedzeniu i nie przez ludzi o słabych nerwach!
Decyzją chirurga było usunięcie.
Nie ukrywam, że miałam pietra. Na ręku, na nodze bym się nie spinała, ale pod
okiem.... Ale nie było na co czekać, bo zmiana rosła. Zatem w piątek 13
września o godz. 17 pojechałam sama samochodem do Szpitala Lux Med. na
Puławską. Pozbycie się tej narośli kosztowało mnie bagatela 455 zł! W strugach
deszczu i gigantycznym korku dojechałam na godz. 18 do Szpitala. Chirurg
przeprowadzający ze mną wywiad nie ukrywał, że miejsce jest bardzo kiepskie, że
tak blisko oka.... Hmmm to operuje Pan czy gada? I tak już jestem cała w
stresie. Położyłam się na leżance, Pan Doktor zakrył mi oko gazikami, kazał
zdjąć białą bluzkę, bo obawiał się, że moje ją zakrwawić! W tym momencie miałam
ochotę stamtąd spieprzać i ewentualnie sama wygryźć sobie tę narośl! Pan Doktor
wbił się igłą ze znieczulaniem, ale pech chciał, że strzykawka wystrzeliła i
zalała mi twarz znieczuleniem. W strzykawce zostało jeszcze trochę
znieczulenia, więc Doktorek wkłuł się jeszcze raz. Ale okazało się, że
znieczulenia było za mało, więc wkłuł się po raz trzeci.... Zaczął wycinać. I
może nie było by to najgorsze, gdyby nie to, że postanowił komentować na
bieżąco to co mi robi... Więc usłyszałam, że już wyciął zmianę, "nie nie
chwileczkę, muszę jeszcze dociąć, bo jeszcze coś tam zostało". Poprosił
siostrę asystująca o mniejszy nożyk. To mnie jeszcze nie ruszyło. Ale jak zaczął
opowiadać, że krew leje mi się po policzku i wpada do ucha, a ja czułam tą
ciepłą maź, to grzecznie i nieśmiało stwierdziłam „Panie Doktorze, chyba
zemdleję”. I wtedy szybko otworzyli okno, siostra podniosła mi nogi do góry....
Myli się ten kto myśli, że mój Doktorek po moim omdleniu zamilkł. Zszywając mi
ranę komentował jaka ona jest głęboka, a zakładając szwy zahaczył pętelką nitki
o mój nos. Potem siostra instruowała go jak ma nakleić mi plasterki, a on się z
tym nie godził, bo wydawało mu się, że zaklei mi oko! Hmmm i niech ktoś mi
teraz powie, że nie powinnam była umówić się na zabieg na 12 września!
Po 40 min spędzonych na kozetce,
doszłam do siebie i samochodem, w strugach deszczu i korku, wróciłam do domku.
Na dziś (18 września 2013) wyglądam jak po bliskim spotkaniu z drzwiami,
schodami czy zasłoną zupą! Ale w poniedziałek 23 września zdejmą mi szwy i
znowu będę miło i piękna. Ok. z tą młodą to trochę przesadziłam.... Gdyby było
źle i miałabym dużą bliznę zawsze pozostaje mi Klinika Dr Szczyta. Tylko na razie
muszę z rok popracować, żeby było mnie stać na zabieg u nich...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz