środa, 31 lipca 2013

Wścieklizny i zastrzyków na tężca ciąg dalszy. A także różne inne życiowe „peszki, peszunie”

Za prosto było by gdyby o razu wszystko się wyjaśniło! Zastrzyk na tężca dostałam,  ręka mi spuchła jak balon. Bolała tak, że budziłam się w nocy i nie mogłam spać na tym ręku. Czekają mnie jeszcze dwa zastrzyki, za miesiąc i za pół roku. Ale oczywiście z moim szczęściem to było jeszcze za mało. Będąc w Iławie dostałam skierowanie do Poradni Chorób Zakaźnych. Zatem w poniedziałek, po powrocie z Mazur, zamiast pójść na spacer lub do kina pojechaliśmy z Tomkiem najpierw do lekarza internisty, który od razu wysłał mnie na Wolską do szpitala zakaźnego.
                                                              fot. Vorstius/CC/Flickr.com
Wieczór spędziliśmy zatem jeżdżąc od lekarza do lekarza. Co ciekawe dowiedziałam się, że jeżeli chcemy wiedzieć czy pies był wściekły, należy go obserwować. Jeżeli zdechnie w ciągu 2 tygodni od ugryzienia, to znaczy, że był chory i muszę się zaszczepić na wściekliznę. No więc po lekarzu, czekała nas jeszcze wycieczka do lasu, w odwiedziny do psa Pana bezdomnego. Pies żyje!J Jest więc wielka radość, że ja też będę żyć i świadomość, że nie będę musiała przyjmować serii bolesnych zastrzyków.

Wiele w moim życiu było takich sytuacji, które autentycznie ocierały się o filmy Alfreda Josepha Hitchcocka. W tej historii sprzed kilku dni poszłam pomóc bezdomnej osobie, a zostałam pogryziona przez jej psa.

Dawno, dawno temu zbierałam kasę na Wielką Orkiestrę Świąteczne Pomocy. Podszedł do mnie jakiś facet i zaproponował, że weźmie ode mnie puszkę i pozbiera kasę wśród swoich znajomych z pobliskich sklepów. Oczywiście ani puszki ani człowieka już więcej nie zobaczyłam.

Kupiłam trzy sztuki „towaru”, którym handluje od jednego i tego samego człowieka. Nie dostałam ani towaru, ani zwrotu kasy. Sprawa jest na Policji.

Zaczęłam rodzić o 5 rano. Po drodze dostałam oxytocynę na przyspieszenie akcji porodowej, trzy razy kąpałam się w wannie, skakałam na piłce, miałam miedzy nogami pół szpitala, przybili mi pęcherz płodowy, dostałam znieczulenie zewnątrz oponowe, a po 15 godzinach zrobili mi cesarkę!

Dwa tygodnie po porodzie poszłam na zdjęcie szwów. Przez ten czas strasznie mnie ciągnęły i nie mogłam się wyprostować. Pielęgniarka, która zdejmowała mi szwy odcisnęła sobie nożyczkami cały palec i powiedziała mi, że pracuje w tym szpitalu 10 lat i nie pamięta, żeby kogoś tak ścisło zszyli! No więc mnie na pewno zapamięta!

Opalałam się u babci pod kwarcówką. Nie założyłam okularków ochronnych. Noc spędziłam w szpitalu, niewidoma, prowadzona przez rodziców. Na szczęście skończyło się „tylko” na poparzeniu siatkówki.

Bolały mnie mięśnie w całym ciele. Chodziłam od lekarza do lekarza. Jeden z lekarzy postawił diagnozę: borelioza. Zamiast w podróż poślubną wylądowałam, dwa tygodnie po ślubie, na IX oddziale zakaźnym na Wolskiej. Poleżałam tam sobie miesiąc czasu. Nawet świeczki tam dmuchałam. A mięśnie bolą mnie do dziś.
 
fot. kaibara87/CC/Flickr.com

późniliśmy się z byłym chłopakiem na ostatnią powrotną kolejkę z wulkanu Etna. Nie zostało nam nic innego jak zejście pieszo. Na szczęście skończyło się tylko na wielkim krwiaku na udzie.

Zwiedzając pieszo bezkresy Sycylii zaatakował mnie pies (mam jakiegoś pecha do tych czworonogów) i dziabnął mnie w łokieć. Na szczęście jad (ślina) byłego leczyła, więc uniknęłam lekarzy.

Nurkując w basenie w Turcji, zatkały mi się uszy, więc musiałam skorzystać z tureckiej służby zdrowia. Odradzam każdemu!

Trzy tygodnie po porodzie dostałam ataku kolki wątrobowej. Leżąc na płytkach w łazience, z głową na kolanach mamy, dzwoniliśmy po pogotowie. Niestety okazało się, że karmiąc piersią nie mogę dostać niczego przeciwbólowego. Więc wijąc się jak piskorz, czekałam aż przestanie boleć. Za wizytę karetki z Lux Medu zapłaciłam 430 zł.

Strzelając kiedyś z pistoletu gazowego nabitego gazem pieprzowym, pech chciał, że zawiał wiatr i dostałam po oczach. Dość długo zajęło mi dochodzenie do siebie. Jeszcze następnego dnia miałam podrażnione spojówki.

Nie ma to jak być urodzonym w czepku i pod szczęśliwą gwiazdą.  U mnie w domu wiadomo, że jak za długo coś się nie dzieje to zaraz coś wymyślę. Zapewniam wszystkim rozrywkę! Moi rodzice znają wszystkie szpitale w Warszawie i nie tylko. Teściowa często się mnie pyta „czy ściągam na siebie całe zło tego świata”. Tego nie wiem, ale na pewno nikt się ze mną nie nudzi.   

fot. hankinsphoto.com/CC/Flickr.com

poniedziałek, 29 lipca 2013

Zakręcone, bolesne, smutne i radosne dni z mojego kalendarza

Zaczęło się smutno i stresująco. Moja ukochana, 91 letnia babcia Ircia z Iławy, poczuła się źle. Była niedziela 21 lipca 2013. Dostała prawie 40 stopni,. Przyjechała karetka, lekarz zrobił jej zastrzyk, temperatura spadła do 35,5 stopni. Wszyscy byliśmy z ciocią na telefonie i dopytywaliśmy się o stan zdrowia babci. Temperatura spadała i rosła. Lekarz przyjeżdżał, podawał kroplówki, aż w końcu zdecydował o zabraniu babci na oddział wewnętrzny szpitala. Przez kilka dni żyliśmy w strachu o babci zdrowie i życie. Moi rodzice zdecydowali się jechać do Iławy, pomóc cioci i pożegnać się z babcią.... Ja nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Płakałam, byłam zmęczona, śpiąca, bolały mnie plecy, cały czas miałam przed oczami babcię w szpitalu... A ona tak nie lubi bólu... Postanowiłam zatem, że wezmę urlop i pojadę do niej w piątek 26 lipca, w imieniny Anny, czyli mojej mamy. Dzień wcześniej zajrzałam jeszcze do Pana Krzysia – bezdomnego z pobliskiego lasu, którym się opiekuję. Pech chciał, że Pan Krzyś zapragnął pokazać mi za wszelką cenę swojego psa, który zawsze był za siatką. I pech chciał, że Cezar ugryzł mnie pod kolanem. Krwi nie było, ale bardzo szybko spuchło i zrobił się krwiak. Na noc zrobiłam sobie okład z sody, ale rano wcale nie było lepiej.

Na dworzec pojechałam z mężem o 7 rano, bo 0 8:11 miałam już pociąg. Nikt nie wiedział, że przyjeżdżam. Mąż zaopatrzył mnie w słodką bułkę, kawkę, wrzucił mi bagaż do pociągu i pojechał do pracy. Przed 12 byłam już w IławieJ Zaszłam jeszcze po drodze do kwiaciarni i kupiłam czerwoną różę dla mojej mamy na imieniny, żółto-czerwoną różę dla cioci za to, że jest taka dzielna i sama daje radę opiekować się babcią i piękna różową eustomę dla babci (w kolorze jej piżamy:). Wchodząc do szpitala, chciałam powiedzieć, że skoro góra nie przyszła do Mahometa to Mahomet przyszedł do góry, ale jak mnie mama zobaczyła, to tak strasznie zaczęła płakać i pytać mnie skąd się tu wzięłam, dlaczego o niczym nie wiedziała. A ja płakałam razem z nią. Babcia niestety mnie nie poznała. Wręczyłam dziewczynom kwiaty, czym znowu wywołałam u mojej mamy kolejne łzy. Radość nie trwała długo, bo mama zobaczyła ugryzienie po psie i natychmiast kazała mi iść do lekarza. Jeden z lekarzy nie widział problemu, gdyż skóra nie została przecięta. Poszłam zatem na SOR i dostałam zastrzyk przeciwtężcowy, który muszę powtórzyć jeszcze za miesiąc i za pół roku. Dziś czekam mnie jeszcze wizyta u lekarza, bo mam zrobić testy na wściekliznę. Po co testy... jak zacznę toczyć pianę z ust, znaczy, że się zaraziłam!J Mój brat dobrze to skwitował "siostra, jakiego Ty masz pecha! Nie dość, że pomagasz ludziom, to jeszcze pies musiał Cię upierdolić!"

Spędziłam z babcią trzy dni. Odwiedzałam ją po trzy razy dziennie. Wyjeżdżając z Iławy miałam przekonanie, że babcia czuje się lepiej, mamuś była zadowolone, że przyjechałam do babci i na jej imieniny, trochę odpoczęłam, oderwałam się od pracy, miło spędziłam czas z rodziną,

Do domu wracałam spokojna, wyciszona, szczęśliwa, wypoczęta.... Teraz czekam na piątkowy powrót mojej córy z Zalesia.

czwartek, 25 lipca 2013

Weselne przesądy, czyli o czym powinna pamiętać para młoda

Ceremonia zaślubin większości z nas kojarzy się z Marszem Mendelsona, białą suknią, obrączkami, mnóstwem gości i zabawą do białego rana. Jednak zgodnie ze starym przysłowiem „co kraj to obyczaj, a co region to zwyczaj” – w każdym zakątku świata obowiązują inne przesądy weselne. Towarzyszą one parze młodej od rozpoczęcie przygotowań do ślubu, aż do czasu kiedy to wydarzenie staje się już tylko bajecznym wspomnieniem....

I tak na przykład w Polsce mamy bardzo dużo przesądów i zwyczajów związanych z uroczystością zaślubin – czego unikać, o czym należałoby pamiętać.  Zapewne każda z nas zna te najbardziej popularne dotyczące m.in. dat zaślubin. Otóż przesąd ten głosi, że najlepiej ślubować sobie w miesiącach posiadających w nazwie literkę „r”. Nie planujmy ślubu w maju gdyż „w maju ślub, rychły grób” oraz w listopadzie, bo to czas adwentu, a także 1 kwietnia, bowiem powszechnie panuje przekonanie, że zawartego wtedy związku nie będziemy traktowali poważnie. Niezastosowanie się do tego przesądu może spowodować naszą rychłą śmierć albo spowodować, że urodzi się nam dziecko z wadami wymowy.

Kolejnym gusłem jest nie pokazywanie się panu młodemu w sukni ślubnej. My same też powinnyśmy podziwiać się w sukni tylko podczas przymiarki. Gdy przyszły mąż zobaczyłby nas w sukni, wróżyć to może początek małżeńskich kłótni i sprzeczek.

            Jeśli w Kościele zdarzy się przypadkiem, że upadną nam obrączki, nie powinniśmy ich sami podnosić. Jeżeli chcemy zatrzymać przy sobie szczęście, poprośmy o podniesienie ich przez osobę stojącą obok. 
                                 
fot. teresachin2007/CC/Flickr.com                                                                           fot. tamburix/CC/Flickr.com

Strój ślubny panny młodej powinien zawierać w swoim zestawieniu:
  • coś nowego – będzie to symbol dostatku w związku małżeńskim;
  • coś starego – to ważny symbol wsparcia ze strony rodziny oraz starych przyjaciół;
  • coś pożyczonego – symbol przychylności i życzliwości ze strony nowej rodziny;
  • coś niebieskiego – co będzie symbolizować wierność współmałżonka;
  • coś białego – oznacza symbol czystości oraz niewinności;
Bez względu na wygląd i dodatki do sukni ślubnej, nie wolno pannie młodej zakładać naszyjnika z prawdziwych pereł - w tym przypadku perły będą symbolem nieszczęścia, łez w małżeństwie.

     Panna młoda musi pamiętać, żeby przynajmniej dzień przed ślubem postawić swoje buty ślubne na parapecie okna, aby zdążyło wejść w nie szczęście. Zapewnić to ma także ładną pogodę w dniu ślubu.

     Śmiesznym przesądem jest okręcanie partnera przy ołtarzu. Ta osoba, która odchodząc od ołtarza, okręci swojego małżonka, będzie kierować także w małżeństwie. Nie raz widać w Kościele jak młodzi siłują się ze sobą, żeby tylko spełnić przesąd i objąć dowodzenie w małżeństwie. 

     Pan Młody też ma swoje obowiązki. Powinien przenieść świeżo upieczoną żonę przez próg (jest to zwyczaj zapożyczony ze Starożytnego Rzymu, gdzie potykająca się mężatka na progu nowego domu to bardzo zły znak, dlatego mężczyzna "na wszelki wypadek" przenosił ją przez próg).

     Wszędzie można znaleźć, usłyszeń i przeczytać o wielu innych przesądach ślubnych np. nie należy zakładać, przymierzać obrączek bezpośrednio przed ceremonią, buty przyszłej panny młodej powinny być "pełne" (widoczne czubki palców, bądź pięty wróżą nieszczęście), welon zakłada pannie młodej druhna, która obowiązkowo musi myć panną, źle wróży, gdy młodych do ślubu wiezie kobieta.

                                                                           fot. Grand Velas Riviera Maya/CC/Flickr.com

Współcześnie, młodzi ludzie podchodzą do większości przesądów w sposób raczej humorystyczny. I taki stosunek, czyli z przymrużeniem oka, jest według mnie najbardziej wskazany, bo dzięki takim wróżbom zapominamy choć na chwilę ze stresem związanym ze ślubem. 

Moja walka ze zbędnymi kilogramami, czyli historia jakich wiele, ale z happy endem

Mój rozmówca poświęcił mi chwilę, ze swojego cennego pracowego czasu. Udało mi się go namówić, żeby opowiedział o swojej walce ze zbędnymi kilogramami. Dla niego pilnowanie odpowiedniej wagi, to nie tylko kwestia zdrowia, ale nawet życia. Z jego opowieści wynika, że nie było to ani łatwe, ani przyjemne. Łatwo jest przytyć, trudniej zrzucić. Po przykładzie tego młodego człowieka, widać, że nie tylko kobiety stosują różne diety. Również Panowie, jak zmusi ich do tego życie, testują na sobie różne metody odchudzające.

Robert 27 lat - 176 cm wzrostu, przed rozpoczęciem diety waga 95 kg, po diecie 75 kg, teraz ok 82 kg BMI na dziś 26,2 - niestety jest nadwaga.     
                              fot. quinn.anya/CC/Flickr.com
Moja przygoda z dietą zaczęła się od objawów takich jak: zmęczenie, niewyspanie i chrapanie w nocy. Szukałem  przyczyny, bo było to uciążliwe dla mnie i dla moich bliskich. Okazało się że za tym wszystkim stoi, prócz klasycznej nadwagi co było oczywiste, jeszcze nadciśnienie tętnicze (trochę na własne życzenie, trochę dziedziczne). Zrobiłem więc wszystkie potrzebne w tym kierunku badania i obawy się potwierdziły. Lekarz w szpitalu powiedział, że jestem młodą osoba, ale niestety trzeba będzie brać leki. Jest też wielce prawdopodobne, że będę musiał brać je do końca życia. Mając przed oczami osoby z mojej rodziny, które biorą leki garściami i to jak się po nich czują, nie byłem bardzo zadowolony z takich wiadomości. Powiedziałem, że ja nie chcę brać żadnych leków, zapytałem czy jest jakiś inny sposób, przecież ciągle np. mówi się o dietach. Może to wystarczy? Lekarz raczej bez przekonania powiedział, że teoretycznie wystarczy, ale ludzie zazwyczaj nie pilnują diet i szybko z nich rezygnują. Ja postanowiłem, że do tego nie dopuszczę, Tu właśnie się zaczyna moja przygoda ze zrzuceniem 20 kg i obniżeniem ciśnienia z 95 na 160 do 75 na 125.  Powiem tylko tyle udało się po 10 mc, ale nie było łatwo. Koszty jakie poniosłem to nie tylko pieniądze i czas,ale również ucierpiało trochę życie towarzyskie, bo wymagało to stanowczego odmawiania picia z kumplami albo pójścia na imprezę grillową  z piwem i tłustą karkówką. Później okazało się, że piwo jest moim wrogiem nr jeden !!!.  Zabierając się za siebie, pierwsze co zrobiłem to mały rekonesans wśród znajomy, kto i jak się odchudzał. Oczywiście największą wiedzę miały kobiety. Z kilku źródeł dostałem pewną informację, że trzeba iść do dietetyka. No trzeba iść tylko do jakiego ? I tu dostałem drogą pantoflowa namiary na pewną panią, która pracował ze sportowcami z kadry olimpijskiej. Zapisałem się. Pierwsza wizyta, to były różnego rodzaju pomiary: wagi, odwodu ciała, tkanki tłuszczowej, ciśnienia, wzrostu i lista badań. Oprócz tego wskazówki dla mojej diety na najbliższy czas. To było nawet proste, bo bazowało na indeksie glikemicznym. Mogłem jeść mięso smażone, co było dla mniej najważniejsze, oczywiście bez panierki, ale to mi nie przeszkadzało. Dieta nie była ułożona dzień po dniu, co powodowało, że mogłem sam wymyślać i przygotowywać swoje posiłki. Uwielbiam gotować, a to dało mi wolną rękę w kuchni. Jednak był jeden warunek. Musiałem przestrzegać pewnych zasad. Jeść regularnie 5 posiłków dziennie, a to nie było takie łatwe. Pomijając regularność to musiałem jeść wtedy kiedy nie byłem głody, a nawet wtedy jak byłem najedzony. Nie tak sobie wyobrażałem dietę, ja raczej myślałem o czym klasycznym w stylu MŻ (mniej żreć). Kolejna zasada to ostatni posiłek na 3h przed snem i nie podjadanie pomiędzy posiłkami.. Musiałem również unikać rozgotowanych warzyw oraz warzyw z bardzo wysokim IG takich jak kukurydza czy buraki.. Miałem jeść tylko chude sery i wędliny z jednego kawałka mięsa jak najmniej przetworzonego. Za to ryby mogłem jeść do woli. Naturalnie nie można było jeść słodyczy i wszystko co kupowałem miało zawierać jak najmniejszą ilość cukru. Cukier był czymś na co musiałem bardzo zwracać uwagę. Mogłem nie zwracam uwagi na ilość kalorii, natomiast musiałem pilnować ilości cukru w 100g produktu. Do mojej kuchni zawitała oliwa z oliwek i zioła, zamiast przypraw z solą, nie wspominając już o vegecie, której nie mogłem używać. Tymi zasadami i z indeksem glikemicznym w ręku mogłem przygotowywać sobie 3 duże posiłki 2 małe przekąski. 
fot.  David Holt London/Flickr.com
W pierwszy etapie diety nie mogłem też jeść makaronu, ryżu, kasz, pieczywa i owoców. Później mogłem do tego wrócić, ale tylko w odpowiednich ilościach. I tak po 2 miesiącach ciśnienie mi spadło do książkowej normy. Czułem się wspaniale, byłem wyspany, miałem energię i już nie chrapałem. Po 10 mc było mnie 20 kg mniej. Oczywiście prócz diety pomogło zwiększenie aktywności fizycznej, siłownia, basen, seks i wchodzenie po schodach zamiast wjeżdżania windą, częste spacery z psem. Po trzech latach, przytyłem 6 kg przez zmianę pracy na bardziej siedzącą, ale w bilansie i tak jestem 14 kg na plusie, a raczej na minusie . Od tego roku znów biorę się za siebie i wrócę do formy.

Trzymamy zatem kciuki  za sukces w zrzucaniu tych dodatkowych, niepotrzebnych 6 kilogramów. A może uda się zrzucić jeszcze więcej? Lato w pełni, więc jest na to jak najlepszy czas. Proponujemy kontynuować dietę + włączyć jakieś ćwiczenia, żeby np po siedzącej pracy, pójść pobiegać, skorzystać z sauny, skoczyć na piłkę z kolegami, odnawiając tym samym życie towarzyskie, czy przekopać ogródek, co też jest dobrym ćwiczeniem.

Robert, trzymamy za Ciebie kciuki!:)

poniedziałek, 22 lipca 2013

Dieta wegetariańska, nie tylko dla wegetarian

Zapytałam koleżankę (Kinga 24 lata - wzrost 169 cm; waga 60 kg; BMI 21 - prawidłowa masa ciała ) o stosowną przez nią dietę wegetariańską. Co w tej diecie należy jeść, czego unikać, jak się w niej czuje, jakie są jej zalety. Zapoznajcie się również z przykładowym pomysłem na wegetariańskie menu. Moja przesympatyczna rozmówczyni opowiedziała mi ze szczegółami o tej najzdrowszej i najbardziej skutecznej, wg niej, diecie.
  
fot. gamene/CC/Flickr.com
Jak sama nazwa wskazuje, dieta oparta jest głównie na warzywach i owocach. Jednak, w przeciwieństwie do diety wegańskiej wegetarianie jedzą również nabiał, jajka czy miód (tzw. lakotoowowegaterianizm).
Chcę jednak zwrócić uwagę na pewne „oszustwo” producentów żywności, a mianowicie skład jogurtów.  W znakomitej większości przypadków jest do nich dodawana żelatyna wieprzowa, co w mojej ocenie nie wymaga dodatkowego komentowania.
Ale ad rem, nie stosuję tej diety w celu zrzucenia wagi, choć w zasadzie można powiedzieć, że to miły „efekt uboczny”.
Dieta wege wpływa korzystnie na układ odpornościowy i krwionośny, obniża poziom szkodliwego cholesterolu. Ryzyko zachorowania na tzw. choroby cywilizacyjne takiej jak cukrzyca, nadciśnienie tętnicze, nowotwory (np. jelita grubego) w przypadku wegetarian jest znacznie obniżone. W moim przypadku, wyniki wykonanych badań krwi, po ponad roku stosowania tej diety, zostały ocenione przez lekarza jako wzorcowe, wręcz podręcznikowe. 
Wbrew panującym mitom i stereotypom (dodajmy: szerzonymi przez mięsożerców) prawidłowo zbilansowana dieta wegetariańska absolutnie nie jest szkodliwa. Nie prowadzi do niedoborów witamin, mikro i makroelementów, a wręcz je uzupełnia.
Co w takim razie oznacza zwrot „prawidło zbilansowana dieta wegetariańska”? To przede wszystkim dieta oparta na  roślinach strączkowych (takich jak: cieciorka, soczewica, czerwona fasola ) oraz zbożach i kaszach (np. jaglana, pęczak, gryczana), które zawierają niezwykle cenne dla organizmu żelazo i jeszcze ważniejszy błonnik. Wymienione wyżej składniki uzupełniam o produkty pochodzenia sojowego (np. tofu, pasztet sojowy) i sezonowe warzywa (gotowane głównie na parze, ewentualnie pieczone) i owoce (najczęściej surowe choć nie pogardzę również np suszonymi morelami, daktylami czy figami). Nie ukrywam jednak, że czasami mam ochotę na odskocznię od tej sezonowości (bo ileż można jeść kiszoną kapustę w zimie lub pomidory latem) i wybieram coś bardziej „egzotycznego” np. awokado. Bardzo pomocne okazały się mrożonki jak np. zielona fasolka czy szpinak (ale absolutnie nie w postaci gotowego dania!)
Dodam, że przy stosowaniu tej diety znacznie wzrasta (a przynajmniej w moim przypadku wzrósł) poziom kulinarnej kreatywności i chęci poszukiwania nowych sposobów na przyrządzenie przysłowiowego selera czy cukinii (poniżej zamieszczam przykład mojego autorskiego jednodniowego menu).

Przykładowe jednodniowe menu (bez napojów):

ŚNIADANIE - owsianka (na mleku lub mleku sojowym) z ziarnami słonecznika, suszoną żurawiną, siemieniem lnianym i jagodami etc.

II ŚNIADANIE - koktajl owocowy np. z banana, kiwi, jabłka i soku z cytryny

         
       fot. TheCulinaryGeek/CC/Flickr.com

OBIAD - kasza pęczak + szaszłyk warzywny (np. pieczony ziemniak, cukinia, marchew, biała rzodkiew, papryka)+ sałata lodowa i rukola z oliwą z oliwek

DESER/PODWIECZOREK - mieszanka orzechów włoskich, laskowych.

KOLACJA - pumpernikiel + pasta ze pomidorowo-słonecznikowa + ogórek+kiełki lucerny


Kończąc podkreślę jeszcze, że dieta wegetariańska zmniejsza ryzyko zachorowania na różne choroby takie jak otyłość, cukrzyca, próchnica zębów, miażdżyca, nadciśnienie tętnicze, nowotwory jelita grubego, choroby serca, ale jednocześnie nie powinna być stosowana przez kobiety w ciąży oraz w okresie karmienia piersią, a także przez dzieci i młodzież która potrzebuje protein do rozwoju organizmu. 

Słów kilka o .....depresji poporodowej


Nie należy mylić depresji poporodowej z mijającym niedługo po porodzie "smutkiem poporodowym", czyli tak zwanym baby bluesem. Trzy lub cztery dni po porodzie przynajmniej połowa wszystkich nowych mam ma krótki okres depresyjnego nastroju i huśtawek samopoczucia. Uważa się, że ten przejściowy stan jest spowodowany zmianami hormonalnymi. Większość kobiet radzi sobie z nim dzięki pomocy wyrozumiałego partnera, przyjaciółki lub położnej. Depresja poporodowa jest rzadsza niż "smutek poporodowy", jednak zdarza się dość często. 


fot. novemberwolf/CC/Flickr.com

Dotyka dość dużej liczby kobiet. Statystyki i różnego rodzaju badania najczęściej wykazują, że na mniej lub bardziej dokuczliwą formę depresji poporodowej cierpi po porodzie nawet do 20% kobiet. Oznacza to, że aż co piąta kobieta może być narażona na problemy z psychiką wkrótce po urodzeniu dziecka.
Internetowa encyklopedia – Wikipednia podaje, że depresja poporodowa to zaburzenie nastroju, charakteryzujące się występowaniem objawów epizodu depresyjnego w ciągu trzech miesięcy po porodzie, trwające od dwóch do sześciu miesięcy.
Ponieważ takie objawy jak bezsenność, ubytek masy ciała oraz zmniejszenie popędu seksualnego są naturalnymi objawami występującymi w ciągu kilku miesięcy po porodzie, aby stwierdzić wystąpienie depresji poporodowej muszą wystąpić charakterystyczne objawy, takie jak:
  • przesadne zamartwianie się o stan zdrowia dziecka, którego stan nie budzi żadnych obaw
  • osłabienie więzi z dzieckiem 
  • myśli obsesyjne dotyczące skrzywdzenia dziecka (aby doszło do rozpoznania tego objawu, myśli muszą być egodystoniczne)
  • egosyntoniczne, niebędące obsesjami myśli, dotyczące zabicia dziecka (mogące prowadzić do określonych zamiarów)
                          
         Fot. angrylambie1/CC BY 2.0/Flickr                                                                                                      Fot. jorgemejia/CC BY 2.0/Flickr

Poniżej niektóre z tekstów znalezionych na forach dotyczących depresji poporodowej:

o       moja znajoma po kilkugodzinnym porodzie wyglądała strasznie jeszcze przez miesiąc (zmaltretował ją ten poród), dziecko miało kolki i wrzeszczało bez przerwy, ona na nie wrzeszczała żeby się zamknęło, sytuacja uspokoiła się dopiero po 2-3 miesiącach...ciekawe co bardziej zniechęca do życia: trudny poród, zmiana stylu życia, zmiany w poziomach hormonów?”
o       „nie wiem jak wygląda depresja poporodowa, ale czuje się fatalnie w nocy nie mogę spać nie mam na nic sił wszystko mnie złości stale bym płakała mam nerwobóle stany lękowe nie mogę oddychać biorę jakieś tam ziołowe syropy na uspokojenie ale nie pomaga w 5 mc schudłam 30 kilo może mam anemie ale jem dużo nie karmię piersią juz rok i nadal mam pokarm a córcia ma 16 mc może to tarczyca ratunku”
o       „Wiem, że mam depresje...pytanie co z tym zrobić? Ogólne zniechęcenie, nerwowość, ciągłe stany lekowe...strach...Pytanie od czego się zaczęło? No właśnie... Poród miałam bardzo ciężki...skończyło się cesarskim cięciem po dwóch dniach męczarni, ale to nie był koniec mojego bólu. Najgorsze nastąpiło w domu. Mój mąż ... tatuś... hmm jak pisałam lekarz, zostawił mnie samą sobie. Bo powiedziałam coś nie tak. Więc co się dziwicie że mężowie nie będący lekarzami maja złe podejście, nic nie rozumieją jak lekarz ,który powinien wiedzieć co czuje kobieta po porodzie tak sie zachował. Pomimo bólu wstawałam do synka, w dzień w nocy...Wiecie, nie leżałam ani godziny w domu...bo mój mąż nie odnalazł się w sytuacji...Boże, jaka ja byłam głupia...Płakałam i wstawałam...później krwotok...komplikacje...I sadzicie że małżonek mi współczuł? To się mylicie...Nadal jest mi ciężko, opiekuje się synkiem, ale zadaje sobie ciągle pytanie po co? Po co wydalam Go na świat...\\\\\\\"Tatuś\\\\\\\" odnajduje się tylko na spacerach...bo wtedy nie trzeba nic robić...i jako dumny tatuś, można się pochwalić synem...Co za parodia...Ciągła ignorancja, lekceważenie...Czy się boje? Każdego dnia...Czy myślę o zakończeniu tego? Tak...zakończyć definitywnie...Tak, aby przestać się ba...nic już nie czuć.....Nie myśleć…”


fot. Lisa Rosario Photography/CC/Flickr.com
Jak widać po powyższych opisach, depresja poporodowa to poważna choroba i nie wolno jej lekceważyć. Jak każda choroba, depresja poporodowa wymaga leczenia. Dziś na rynku istnieje bardzo dużo dostępnych leków. Skuteczną metodą w leczeniu jest psychoterapia, w cięższych przypadkach trzeba przyjmować leki antydepresyjne. Decyzję o zastosowaniu danego środka może podjąć tylko lekarz, najlepiej psychiatra. 

W Internecie pełno jest stron m.in. http://www.depresja-poporodowa.pl/; http://www.zdronet.pl/depresja-poporodowa,794,jak-pomoc-leczenie-depresji,7684,choroba.html i forów jakich jak http://www.rodzice.pl/forum/showthread.html?t=92; http://forum.o2.pl/temat.php?id_p=5364371;na których znajdziemy porady, historie kobiet, które same chorują lub chorowały, polecane przez nie metody leczenia oraz namiary na specjalistyczne ośrodki pomocy m.in. takie jak w Warszawie Fundacja „Rodzić po ludzku”, tel. (22) 887 78 76, 77, 78; w Krakowie potrzebne informacje znajdziemy na stronie http://www.szczesliwa-mama.pl/; czy w Gdańsku w Poradni Zdrowia Psychicznego http://www.zozmswia.gda.pl/  tel. (058) 309-82-56.

Pamiętajmy, że nie ma sytuacji bez wyjścia i zawsze trzeba i warto szukać pomocy, gdyż macierzyństwo powinno być najpiękniejszym etapem w naszym życiu. 

czwartek, 18 lipca 2013

Jeden dzień z życia Doroty...

Padło na czwartek 18 lipca.
Słuchając "Ona tańczy dla mnie" w samochodzie z otwartymi oknami dojechałam na godz. 10 do Sądu na Czerniakowskiej 100. Prze jakże uprzejmy Pan ochroniarz poinstruował mnie, że zanim poproszę o wydanie wniosku o niekaralności dla szefa muszę wypełnić klika papierków i dokonać wpłaty na poczcie oddalonej od Sądu o 2 km. Zrobiłam sobie zatem poranny spacerek. Na poczcie zastałam 11 klientów czekających jak ja do okienka. Źle wypełniłam wniosek na przelew, więc prze jakże uprzejma Pani poinstruowała mnie jak go prawidłowo wypełnić. Wracając kupiłam sobie w Żabce puszkę Coli i w prezencie dostałam paczkę małych chipsów Lays zielona cebulka! Prze jakże miły dzień!:)

               fot. Moyan_Brenn/CC/Flickr.com

Wróciłam do Urzędu, wpłaciłam kolejne pieniądze w okienku i wzięłam kolejny numerek. Tym razem byłam 16 w kolejce. Ale mi się przecież nigdzie nie spieszy - jestem w pracy!:) Petentów przyjmują urzędnicy w okienkach od 9 do 16. Tylko jakoś dziwnie się złożyło, że większość z tych osób w jednym czasie miało przerwę. Zatem trochę się zeszło, zanim dostałam karteczkę z wyczekiwanym zapisem "NIE FIGURUJE".

Wychodząc z Urzędu zostałam zaczepiona przez przemiłego Pana ochroniarza. Ucieszył się, że wszystko udało mi się załatwić i zaproponował z radości kawę po pracy. Po mojej minie zrozumiał, że zapewne jestem zajęta, więc zapytał ile czasu jestem mężatką. Odpowiedziałam, że 6 lat. A on mnie zapytał czy nie miałabym nic przeciwko skokowi w bok. Hmmm może i bym nie miała, ale na pewno nie z NIM...!:)

Potem była już tylko praca, powrót o 19 do domu, żeberka z colą na obiadokolację, odkurzenie, mycie podłóg, wyszorowanie kibli, pogadanka z teściową, pogadanka z mamusią i Jagusią. Pisanie bloga. Mężuś pojechał po kolejny "towar" do sprzedania i gość wjechał mu w dupę. Więc była policja, spisywania itp. Ale "towar" jest już w garażu i niedługo będziemy szukali na niego klienta.

Zatem tak właśnie wyglądają zwyczajne dni prze jakże zwyczajnej Doroty.

Mamo kup mi cokolwiek, ale mi kup…

Ile razy to zadanie wypowiadało nasze dziecko. Moja 3,5 roczna córeczka Jagódka już  potrafi upominać się o swoje. Na razie jest to zazwyczaj jakaś kajzerka schrupana w supermarkecie, ale to nie rokuje dobrze na późniejsze zakupy http://strefamamy.pl/wychowanie/dziecko-na-zakupach/

           
fot. Donagh2/CC/Flickr.com                                                                   Fot. Bojan Sokolović (FFFF !)/CC BY 2.0/Flickr

Synek mojej koleżanki (3,5 roku) wpadając, a nie wchodząc do sklepu od razu biegnie do działu z zabawkami i wynosi stamtąd największe pudło taszcząc je do kasy. Nie pomagają prośby, tłumaczenia, że mamusi nie stać na zakup. W końcu z krzyczącym i płaczącym dzieckiem na rękach wychodzą ze sklepu, oczywiście bez zrobienia jakichkolwiek potrzebnych do domu zakupów.

Dzieci mojej  siostry ciotecznej (3 i 5 lat) po prostu nie są zabierane do sklepu. Zazwyczaj jedzie jedno z rodziców i robi zakupy, a drugie w tym czasie zostaje z dziećmi w domu. Korzystają też z placyków zabaw, znajdujących się w dużych Centrach Handlowych takich jak np. Ikea czy Galeria Mokotów, gdzie można zostawić dzieci na czas zakupów.

Nie od dziś wiadomo, że dziecko z którym wchodzimy do dużego sklepu od razy wkłada wszystko do koszyka i oczekuje, że to kupimy.
Ile razy byliśmy świadkiem, gdy dziecko, któremu rodzic odmówił zakupu jakiejś rzeczy, rzucało się w histerii na ziemię, krzyczało, płakało i nie dawało się uspokoić.

I na nic porady Super Niani http://www.tvn.pl/program/48/view, żeby zastosować „karnego jeżyka”, bo w sklepie to raczej niemożliwe. Nic też po staniu i przyglądaniu się wijącemu się na podłodze dziecku.
Biorąc pod uwagę ilość zabawek będących na rynku możemy być pewni, że takich ataków histerii u naszego dziecka może być więcej i mogą występować częściej.  

          
                                                                            Fot. repcoh/CC BY 2.0/Flickr
Nasze babcie, dziadkowie, rodzice bawili się balonami zrobionymi z nadmuchanych pęcherzy ubitych świń, kapslami, kamykami znalezionymi na polu zboża czy pistoletami wystruganymi z drewna. I były to dobre czasy. Potem powstały Pewexy i nagle każda dziewczynka musiała mieć po 6 lalek Barbi, Kena, kucyki, komplet Teletubisi itp. którymi później przechwalała się wśród koleżanek, a każdy chłopiec po kilkanaście kompletów klocków LEGO, matchbox tzw. resoraki, łodzie podwodne i samoloty zdalnie sterowane. Z czasem wybór był jeszcze większy. Teraz już każde dziecko ma w domu pełno różnych zabawek, z których większością się nie bawi http://www.naszedzieci.pl/ Dylematem jest kupienie czegokolwiek na ważne okazje typu urodziny, chrzciny, Komunie bo okazuje się ze dziecko wszystko już ma no może oprócz „skóry, fury i komóry” choć i to za pewne z czasem mu kupimy.

Stosujemy różne sposoby m.in. chowamy część zabawek, tylko po to by po jakimś czasie je wyjąć jako coś nowego. Ze starszymi dziećmi można ustalić, że zabawki, którymi się już nie bawi, spakujemy wspólnie i zaniesiemy do jakiegoś Domu Dziecka lub wrzucimy do kontenera PCK. Niestety my jako rodzice, chcąc mieć spokojną głowę, ulegamy zachciankom młodszych od nas, przeważnie o jakieś 20 lat, pociech.
Co w takiej sytuacji należałoby zrobić. Przede wszystkim zachowajmy spokój. Wystarczy, że mały człowiek już jest zdenerwowany, a nasze nerwy nic to nie pomogą, a jeszcze zaostrzą konflikt. Starszemu dziecku z którym wybieramy się na zakupy zawsze warto wytłumaczyć, że idziemy na małe zakupy i nie mamy w planie kupowania mu jakiejkolwiek zabawki. Możemy też dla „spokojności własnego sumienia” wyznaczyć warunek, że kupimy mu tylko jakiś drobiazg np. jajko z niespodzianką, bański mydlane lub pistolet na wodę.

Dobrze też przed wyjściem na zakupy sporządzić razem z dzieckiem listę zakupów na której może być właśnie taki drobiazg. Włączmy też dziecko w robienie z nami zakupów. Poprosimy o to żeby pomógł nam pakować zakupy do koszyka np. makaron, ryż, masło, chleb itp. Starajmy się nie wymagać od dziecka przynoszenia ciężkich rzeczy.

Jeżeli jesteśmy w jakimś nowym markecie i dziecko nie wie w którym miejscu znajduje się dział z zabawkami to my jako dorośli starajmy się sprytnie go ominąć. Tak samo możemy postępować z młodszymi dziećmi, które zadowolą się zapewne małą bułeczką. Młodszemu dziecku możemy też zabrać do sklepu jego ulubioną zabawkę.
Warto też oswajać malucha już od najmłodszych lat ze sklepem, a później, gdy będzie umieć liczyć stopniowo wprowadzać go w rozumienie wartości pieniądza, kwestie związane z domowym budżetem, oszczędzaniem itp.
Każdy rodzic może zatem znaleźć sposób na swoje dziecko, które jest chętne do kupowania, ale już nie do płacenia.

8 najpopularniejszych wymówek przerywania diety przez kobiety


Za oknem pełnia lata. Nosimy coraz bardziej skąpe i odkryte stroje. Zapewne większość z nas stara się jeszcze zrzucić po zimie zbędne kilogramy. Wykorzystujemy do tego różne diety. Niestety nie zawsze potrafimy wytrwać w postanowieniach.  
Jako mistrzynie w wymyślaniu dla siebie kolejnych katorżniczych diet, równie szybko potrafimy wymyślić  usprawiedliwienia dlaczego przerywany dietę. 

 
                                          Fot. whologwhy/CC/Flickr.com 

Do najbardziej popularnych stwierdzeń należą:

1) nie potrafię zrezygnować ze słodyczy. Nie ma jak wypicie kawy ze schrupaniem przy okazji słodkiego kawałka ciasta lub batonika. A po obiedzie jak tu wrócić do pracy bez deseru? Niestety podczas diety powinnyśmy wykluczyć cukier z diety

2) wszyscy u mnie w rodzinie są otyli i mają wolną przemianę materii, więc nie ważne jaką dietę zastosuję, nie mam szans schudnąć. Nic bardziej mylnego. Każdy ma szansę schudnąć, trzeba tylko w to uwierzyć i ewentualnie skorzystać z porad dietetyka, który dopasuje odpowiednią dietę dla naszych potrzeb

3) brak czasu, praca, sesja na uczelni, rodzina, dzieci - zawsze znajdzie się jakieś wytłumaczenie, żeby nie skończyć tego co się zaczęło. Zajadamy stres kolejnymi pustymi kaloriami, dojadamy resztki jedzenia po dzieciach, podczas rodzinnych spotkań nie odmawiamy sobie jedzenia tego co wszyscy. To na pewno nie pomoże nam zrzucić zbędnych kilogramów i dodatkowo wywoła u nas poczucie winy, że uległyśmy
 
Fot.BahrainPersonalTraining/CC/Flickr.com

4) zdrowe, dietetyczne jedzenie jest niesmaczne – to nieprawda. Zależy jak je się przygotuje. Warzywa na parze, łosoś z piekarnika na pewno zadowoli Twoje kubki smakowe. Owoce, surowe warzywa lubi każdy, a można je podjadać między posiłkami. W Internecie można znaleźć wiele przepisów na dietetyczne, smaczne jedzenie

   
Fot. avlxyz/CC/Flickr.com  

 
                                                                                                              Fot. Algarve Yoga/CC/Flickr.com
                                
5) dietetyczne jedzenie jest dużo droższe od przysłowiowego schabowego – należy się liczyć z faktem, iż żywność wyższej jakości jest droższa, ale aby jeść zdrowo, nie musimy od razu przerzucać się na królika czy przepiórkę. Na pewno zaoszczędzimy na wykluczeniu z naszego menu niezdrowego jedzenia takiego jak fast food, słodycze, słodzone napoje. Droższe i mniej przetworzone jedzenie zawiera większą ilość składników odżywczych i tym samym zaspokaja nasz głód na dłużej

6) obiecałam sobie zacząć odchudzanie od wtorku, bo w poniedziałek nie powinno rozpoczynać się diety – każda wymówka jest dobra. Ale jaka to różnica w jaki dzień tygodnia zaczynamy odchudzanie. Jeżeli mamy silną wole i potrafimy się odpowiednio zdyscyplinować i mamy wsparcie bliskich, dzień tygodnia nie ma tutaj znaczenia

7) jestem wiecznie głodna, ciągle myślę o jedzeniu – niestety większość z nas ma słomiany zapał i mimo, że rozpoczynamy coś z przekonaniem, że chcemy w tym wytrwać, później brakuje nam do tego zapału i chęci

8) nie mam czasu na siedzenie w kuchni i szykowanie sobie posiłków – starajmy się nie kupować gotowych dań oraz nie jeść na stołówkach, w barach, w restauracjach. Tam gotowanie posiłków przyspieszane jest m.in. sodą, a i dodatkowo spożywamy więcej kalorii. Wrzućmy do piekarnika łososia, nastawmy w garnku zupę, ugotujmy pełnoziarnisty ryż. Przygotowanie wszystkiego zajmie nam chwilę, wystarczy nam na dwa, trzy dni i  będzie dużo bardziej zdrowe i dietetyczne niż gotowce z fast foodów

 
 Fot. Alan Cleaver/CC/Flickr.com

Wg rzecznika marki British Lion mimo, że większość kobiet chce schudnąć i decyduje się na dietę z pozytywnym nastawienie, po drodze napotyka na wiele pokus, którym ulega. Wychodzi na to, że większość z nas ma niestety słabą wolę i nie potrafi wytrwać we wcześniejszym postanowieniu. Prawda jest jednak taka, że od wymówek nikt jeszcze nie osiągnął sukcesu. Zatem do dzieła – lato jeszcze trwaJ

środa, 17 lipca 2013

Hmm i od czego by tu zacząć…

Urodziałam się prawie 34 lata temu w szpitalu na Karowej!:) Może nie powinna była tego pisać, bo zaraz część z Was zrezygnuje z czytania historii dinozaura albo człowieka lodu!:)

Może zacznę zatem od tego, że do założenia bloga namówił mnie brat.. Zawsze miałam dużo do powiedzenia i chciałam robić w życiu coś więcej poza pracą, opieką nad dzieckiem i codziennym życiem.

Jak już wspomniałam jestem tu nowa i nie wiem na czym polega „zabawa w bloga”. Ale szybko się uczę, więc na początku trochę sobię popiszę na próbę, a potem będzie już poważniej, dostojniej!:)

Chciałabym tu pisać o życiu, tak ogólnie. O tym co wydarzyło się u mnie w ciągu dnia, co ciekawego przeczytałam, zobaczyłam, usłyszałam, zrobiłam:)
Moja córeczka Jagódeczka
Popiszę trochę o swoim dziecku, o tym co sie wokół mnie dzieje.

Postaram się żeby było zabawnie i śmiesznie, bez zbędnego patosu.

Zapraszam zatem wszystkich, mających ochotę oderwać się na chwilę od  szarej codzienności, do poczytania  mojego bloga.

Chętnie przyjmę wszystkie pochwały jaki i uwagi dotyczącego mojego stylu pisania. Pomóżcie mi zrozumieć sposób funkcjonowania bloga:)
Cała JA!:)

Najbardziej nietrafione prezenty ślubne




„Czekasz na tę jedną chwile, serce jak szalone bije…” to piękne słowa piosenki kojarzone są praktycznie z każdym ślubem. Większość z nas czeka lub czekała na tę chwilę z niecierpliwością. Przed ślubem trwają gorące przygotowania do jednego z najważniejszym momentów w życiu kobiety. Jednak nie tylko my mamy wtedy dużo na głowie. Również nasi goście którzy muszą dobrać dla siebie odpowiednią kreację, fryzurę, a przede wszystkim wymyślić jakim prezentem nas obdarować.

Na szczęście dziś już większość osób wręcza Młodym kopertę z gotówką. I to jest jedno
z najlepszych rozwiązań. Pieniądze zawsze każdemu się przydadzą. http://pytamy.pl/kat,12,title,jaka-kwota-na-prezent-slubny,pytanie.html?smclgnzlticaid=611159 Dobrym pomysłem jest również sporządzenie przez Młodych listy prezentów. Jednak niektórzy goście wola wykazać się własną kreatywnością i pomysłowością i na własną rękę kupuję prezenty, które niestety nie zawsze są trafione.

Do najbardziej nietrafionych prezentów ślubnych możemy śmiało zaliczyć:
  • zdublowane prezenty, czyli np. drugi komplet sztućców, drugi odkurzacz albo blender
  • pościel, ale tylko jednoosobowa
  • komplet kieliszków, ale takich z lat 90 tych
  • prezenty warte grosze, czyli takie, które np. sprawdziliśmy w Internecie i kosztują 50 zł, a dostaje się je od dwóch osób
  • książki i albumy z Kamasutrą i pozycjami erotycznymi
  • zegary plastikowe ze złotą obwolutą, skórzane, obrazy z ruchomymi scenami i szumiącym strumykiem lub lasem, takie jak kupuje się na bazarze
  • deski do prasowania
  • maszynka do krojenia chleba
  • czajniki, ale nie elektryczne
  • figurki pary młodej, kubki z imionami,  posążek Buddy, dyplomy
  • złoto, które po sprawdzeniu okazuje się tombakiem
  • puste koperty
  • bieliznę, koszule nocne, dywany, niekoniecznie udane portrety Młodych
A może warto dołączyć do zaproszenia wierszyk, który dobrze określi jaka forma prezentu nas ucieszy:

Gościom nisko się kłaniamy,
na wesele zapraszamy.
Będą pląsy, tańce, bale
i jedzenia stosy całe.
Więc się nasi mili stawcie
o prezenty się nie martwcie.
By nie stawiać ich na stercie,
niechaj zmieszczą się w kopercie

Jednak pojawia się pytanie czy prezenty są rzeczą najważniejszą? Oczywiście miło by było dostać coś praktycznego i potrzebnego, ale z drugiej strony dużo ważniejsza jest sama ceremonia, goście i wspomnienia tego jak się na tym weselu bawiliśmy. Jako goście nie powinniśmy kierować się powiedzeniem „zastaw się, postaw się”. Nie każdego stać na zakup drogiego prezentu. Doceńmy to, że ciocia wyjęła z szafy zestaw obrusów albo starą, piękną cukiernicę i wręczyłam nam ją w prezencie. Patrząc potem na taki prezent zawsze będziemy mieli przed oczami jej twarz. Pamiętajcie też, że zdublowany prezent zawsze można zostawić, o ile mamy na to miejsce, i używać wtedy kiedy ta pierwsza rzecz się zepsuje lub zużyje, sprzedać albo przekazać komuś innemu – tylko trzeba uważać, żeby nie wróciła do tego od kogo się ją dostało:)

                                                                                     fot. magicbeanbuyer/CC/Flickr.com

Panowie, zapraszam do kosmetyczki:)



Jakiś czas temu wpadł mi do głowy pomysł na napisanie artykułu o Panach/facetach/mężczyznach korzystających z usług kosmetyczek. Poniżej możecie się z nim zapoznać:) 

  
   Fot. Destination U/CC BY 2.0/Flickr

Czekam na komentarze Panów i Pań:)


W powszechnej opinii z usług gabinetów kosmetycznych korzystają tylko i wyłącznie kobiety, homoseksualiści lub osoby metroseksualne. Myli się jednak ten kto uważa, że panowie nie korzystają z usług kosmetyczek. Na dzień dzisiejszy panowie dbają zarówno o swój strój jak i twarz, paznokcie, włosy. Bo dziś doskonały wygląd jest nie tylko wizytówką kobiet. Coraz więcej panów chce dobrze wyglądać i podobać się sobie i płci pięknej.

Rozmawiałam z Panią Angeliką Franczak ze Studia Prestige mieszczącego się w Warszawie na ul. Obrzeżnej 1 a lok. 2U2, która twierdzi, że na dzień dzisiejszy 40 % jej klientów to panowie. Co więcej są oni bardziej wymagający niż kobiety. Potrzebują więcej „intymności” – czyli między innymi oddzielne pomieszczenia, najlepiej salony przeznaczone tylko dla nich. W całej Polsce powstaje coraz więcej salonów dla panów lub te z ofertą tylko dla pań, rozszerzają swoją działalność o zabiegi dla Panów. Z obserwacji Pani Angeliki wynika, że panowie korzystają z szerokiego wachlarza usług kosmetycznych. Należy do nich między innymi drenaż ciała: nóg, brzucha, pośladków. Po sześciu zabiegach można dzięki takim zabiegom stracić do 2 cmw obwodzie.

Panowie dbają również o paznokcie u rąk i nóg. Zadbane paznokcie u rąk to w dzisiejszych czasach wizytówka niejednego pana. Również nie mniejszym powodzeniem cieszy się pedicure, a szczególnie usuwanie zrogowaciałego naskórka na piętach oraz wycinanie wrastających paznokci.
O dziwo do Pani Angeliki trafiają również panowie, którzy chcą sobie usunąć zbędne owłosienie z ciała. I tak np. zabiegom epilacji poddają się panowie chcący usunąć zbędne włosy z pleców, pach, klatki piersiowej i bikini. Niestety zabiegi te nie są tanie. I tak na przykład w salonie urody FUTURO mieszczącym się w Warszawie na Rondzie Wiatraczna, koszt zabiegów usuwania za pomocą lasera problematycznych włosów z placów to 300-600 zł; z pach 350 zł, a z klatki piersiowej 300-500 zł.

Z uwagi na fakt, iż skóra mężczyzn  jest dużo grubsza niż nasza, mają oni większą skłonność do powstawania zaskórników, łojotoku czy trądziku. Również zmarszczki, jakie powstają wraz z wiekiem, są dużo głębsze. Dlatego też częstymi gośćmi w gabinecie Pani Angeliki są panowie chcący zrobić sobie czyszczenie manualne twarzy, pleców, które pozwala na usunięcie wszystkich zanieczyszczeń ze skóry. Ci którzy mają problem z cerą trądzikową wymagają czyszczenia przynajmniej raz w miesiącu, tak aby wyeliminować zmiany krostkowe i zaskórnikowe. Równie często jak czyszczenie manualne kładzione są maseczki z alg, robiony jest masaż twarzy oraz przeprowadzana regulacja (wyrównanie) brwi.

                                                                                  Fot. crieffhydro/CC BY 2.0/Flickr

W Warszawie możemy znaleźć również kolejny męski salon. BioMen Natural Care Center to sanktuarium urody przeznaczone wyłącznie dla panów. Gabinet proponuje szeroką gamę zabiegów dla panów ciężko pracujących w biurze, przez kamerami, tych którzy często uprawiają jakieś sporty i gdy ich skóra narażona jest na działanie promieni słonecznych albo wody. Ceny zabiegów pielęgnacyjnych wahają się pomiędzy55 a 220 zł. Zrelaksować nas może również masaż w cenie od 45 do 180 zł.  

Ale nie tylko stolica funduje swoim mieszkańcom salony i zabiegi kosmetyczne. Zajrzyjmy np. do Gliwic, gdzie Gabinet Kosmetyki Profesjonalnej Kutrzyk proponuje różne zabiegi z zakresu pielęgnacji twarzy takie jak: zabiegi oczyszczające dla skóry tłustej, nawilżające cerę, odżywcze i regenerujące dla skóry zniszczonej, masaże twarzy, zabiegi złuszczające zrogowaciały naskórek. Codzienne golenie oraz niezdrowy tryb życia (stres, życie w biegu, zła dieta, alkohol, palenie papierosów) powodują, że męska skóra traci jędrność, staje się szara i zmęczona. Dlatego też panowie coraz częściej korzystają z zabiegów typu mikrodermabrazja, peeling kawitacyjny czy mezoterapia bezigłowa.

Również Poznań dba o urodę i dobre samopoczucie panów. W znanym w całej Polsce salonie Dermika Salon&Spa za 150 zł można zafundować swojemu partnerowi 40 minutowy zabieg Extremale man, który dzięki ekstraktom z ananasa, papai i pomarańczy  intensywnie złuszczy i dodatkowo nawilży jego skórę. Polecanym przez salon zabiegiem jest również trwający 1 godzinę 15 minut „grejpfrut i pomarańcza” – zabieg dla mężczyzn do skóry mieszanej z rozszerzonymi porami, dojrzałej. Dzięki temu zabiegowi skóra stanie się bardziej zmatowiona, wygładzona, jaśniejsza.  

Całą serię zabiegów dla mężczyzn proponuje również katowicki Gabinet Kosmetyczny Amanda. Tutaj zabiegi nie są tanie. Japoński zabieg rozświetlający – SENSAI poprawiający koloryt cery, rozświetlający poszarzałą, zmęczoną i pozbawioną energii cerę kosztuje 390 zł. Jeszcze droższy jest zabieg Witalność Lodowców. Witalny zabieg dla Mężczyzn – VALMONT. Kosztuje 480 zł i dzięki użyciu ampułek DNA i maski kolagenowej zapewnia odmładzający efekt jędrności i napiętości skóry twarzy. 
W większości z tych gabinetów pracuje dyplomowany kosmetolog, który podczas zabiegu udzieli porad odnośnie sposobów dbania o swoje ciało oraz oceni stan skóry. Możliwy jest również zakup kosmetyków odpowiednich dla mężczyzn. Firma Dr. Belter Cosmetic specjalnie dla nich stworzyła m.in. dynamizujący żel do włosów i ciała ( Dynamic Hair & Body Shampoon) oraz pielęgnacyjną emulsję do rąk i ciała
( Comfort Hand & Body Lotion).

 
Fot. MoToMo/CC BY 2.0/Flickr


Już nikogo nie dziwi widok mężczyzny u fryzjera lub w solarium. Niestety cały czas jeszcze ciężko przekonać ich do pójścia do kosmetyczki. Również my kobiety za bardzo emocjonujemy się widokiem mężczyzny w salonie kosmetycznym. Przecież każdy chce dobrze wyglądać i każdy ma do tego prawo.
Dlatego ważne jest żeby panowie mieli w nas wparcie i żebyśmy umiały delikatnie skłonić ich do zadbania o siebie. Czasami Panowie, dla dodania sobie kurażu, przychodzą do kosmetyczki ze swoimi partnerkami i towarzyszą sobie wzajemnie podczas zabiegów. Może to być rodzaj wspólnej inicjacji. Każdego macho trudno namówić na opiłowanie sobie paznokci, ale może za naszą namową i w naszym towarzystwie, zgodzą się na to. A jak zobaczą, że warto to następnym razem na pewno umówią się już sami. Poza tym powstaje już coraz więcej salonów dedykowanych mężczyznom w których nasi panowie nie będą musieli się już ukrywać przed wścibskim wzrokiem pań.

KONIEC:)